Początek tej historii zmroził mi krew w żyłach. Marissa Irvine przeżywa szok, kiedy drzwi domu, w którym miał przebywać jej syn Miło w odwiedzinach u kolegi Jacoba, otwiera nieznana jej kobieta. Okazuje się, że Jacob tu nigdy nie mieszkał, a kobieta nie zna Jacoba ani żadnego z jego kolegów. W tym momencie zaczyna się największy koszmar Marissy.
Myślę, że ogromny wpływ na cały odbiór książki miał fakt, że sama jestem matką. Wcześniej specjalnie nie czytałam opisu z okładki, nie wiedziałam, że historia będzie dotyczyła porwania dziecka. Nie spodziewałam się po sobie aż tak wielkich emocji, które towarzyszyły mi przez całą książkę. W tym przypadku, zaginione dziecko to nie był tani chwyt na podkręcenie akcji. Autorka w mistrzowski sposób potrafi zbudować napięcie, kiedy wydaje się, że jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki, jednym zdaniem zmienia wszystkie nasze domysły i przypuszczenia. Nic nie jest tu oczywiste, a jednocześnie wszystko jest spójne i nieprzekombinowane.
"To jej wina"
Andrea Mara
Wydawnictwo Muza S.A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz