wtorek, 24 września 2019

To było tak dobre...

To było tak dobre, że to czerwone tło powinno być obwieszone świątecznymi lampkami, a z oddali powinien się nieść dźwięk fajerwerków...Ale nie przystoi to mojemu ascetycznemu klimatowi bloga, a przede wszystkim inteligencji tej książki. To nie był cyrk, a prawdziwa literacka uczta.

Marek Deutsch to warszawski niespełniony plastyk po trzech rozwodach. Żyje z dnia na dzień, łapiąc się różnych fuch. Pewnego dnia zgłaszają się do niego dwaj adwokaci z propozycją odzyskania rodzinnej schedy - nieruchomości na rumuńskiej Bukowinie. W tym celu główny bohater musi wyruszyć na Ukrainę i Rumunię celem uzyskania dokumentów wykazujących ciągłość spadkobrania. W trakcie poszukiwań Marek Deutsch odkrywa różne niekoniecznie wygodne fakty o swoich przodkach.

To była czysta przyjemność wyruszyć z Markiem (celowo używam tylko imienia, bo w trakcie tej wspólnej podróży bohater- czytelnik zdążyliśmy się zaprzyjaźnić) w podróż. Jego niezwykle celne spostrzeżenia i obserwacje niejednokrotnie mnie rozbawiały bądź skłaniały do refleksji. Uwielbiam bohaterów charakteryzujących się sporą dawką autoironii. Inteligentnych, ale jednocześnie pogubionych życiowo. Sporą sympatię budzili również napotykani na drodze kompletnie obcy dla bohatera ludzie, którzy w miarę swoich możliwości próbowali mu pomóc, a rozbawienie "dzierżący" niezbędne dokumenty. Można sobie jedynie życzyć więcej takich lektur.

Muszę szybko nadrobić zaległości i przeczytać "Solfatarę"

"Deutsch dla średnio zaawansowanych"
Maciej Hen
Wydawnictwo Literackie

2 komentarze: