środa, 25 maja 2016

Chciałabym...

Chciałabym kiedyś napisać w komentarzach, że nie wierzę w  wystudiowaną miłość wrzucaną na fb i mdli mnie od publicznych misiaczków i żabek. Zamiast starać się udowadniać całemu światu swoje uczucie, po prostu udowadniajcie to sobie.
Chciałabym kiedyś napisać, że średnio mnie to interesuje, czy Twoje dziecko ma dwa czy trzy zęby bądź Twój kot wybrał dziś wyjątkowo różową poduszkę, pomimo tego że niebieska jest jego ulubiona.
Chciałabym kiedyś  napisać, że zamiast wrzucać milion zdjęć, "ja po prawej stronie palmy, ja po lewej stronie palmy",zaproś znajomych i razem pośmiejcie się z wakacyjnych zdjęć. 

........................................................................................................................................................


Chciałabym kiedyś napisać taką książkę jak "Radio Armageddon" Jakuba Żulczyka.

Jedno jest jednak pewne, nigdy nie zrobię żadnych z tych rzeczy. Pomijając mój słomiany zapał, do super genialnych pomysłów powstających co parę godzin, z których tak naprawdę żaden z nich  nigdy nie doczekał się realizacji.... a szkoda, bo teraz na pewno byłabym bogata, zapłaciłabym ludziom za czytanie moich wypocin, miliony odsłon itp., darmowe ubrania i książki ( to, że ktoś jest bogaty, nie znaczy że nie może trochę przyoszczędzić ;p). Może by nawet ktoś wydał moją książkę ( o ile starczyłoby mi zapału, żeby ją zacząć, a co dopiero skończyć). Oczami wyobraźni już widzę to szumne marketingowe hasła promujące moje dzieło. A jakby się nie sprzedawało? TRUDNO. Wykupiłabym cały nakład. Ot co, taki kaprys!

A dlaczego nigdy nie zrobię trzech pierwszych rzeczy z listy? Bo jestem  hipokrytką. Bo od czasu do czasu przyjemnie  jest się pochwalić się uczuciem, bywaniem, popatrzeć co się dzieje u innych. A poza tym, oczywiście gdy tylko skończę to pisać wrzucę link na tablicę. 


Miało być jednak o książkach, "trochę mi się odbiegło" od tematu ;) Jeżeli kiedykolwiek już tu byliście, to wiecie że lubię się czasami poczuć książkowym snobem (i nie chodzi tu o czytanie starodruków ;)) Mój snobizm objawia się tym, że wydaje mi się (Tygrys, wiem, że to Twoje ulubione wypowiadane przeze mnie słowo), że jestem wyjątkowa przez to, że przeczytałam jakąś konkretną książkę. Nie wiedzieć czemu, bo nie oszukujmy się to nie jest aż tak wybitne dzieło, taką książką dla mnie jest właśnie "Radio Armageddon". Pewnie wynika to z tego, że w liceum strasznie, strasznie chciałam ją przeczytać, a najbliższy egzemplarz był dostępny w bibliotece uniwersyteckiej w Poznaniu (dla niewtajemniczonych jestem z Pomorza). Och, jaka byłam z siebie dumna, jak w końcu ją przeczytałam. Pamiętam, że wtedy książka mnie zachwyciła. Później bezskutecznie próbowałam ją kupić przez parę ładnych lat, aż w końcu w tamtym roku ją wznowili. Tak bardzo, bardzo chciałam ją mieć, że kupiłam ją od razu i potem cały dzień targałam z innymi "niezbędnymi " rzeczami w torebce mając na nogach 13 cm szpilki. Byłam bardzo ciekawa, czy mój wcześniejszy nastoletni zachwyt nie wyparował i podeszłam do drugiego czytania bardziej badawczo pod względem stylu, sposobu budowania zdań, wyrażania emocji. No cóż, czytało mi się trochę ciężko, czyli zachwyt jednak trochę wyparował, ale i dalej uważam że to świetna książka. We współczesnych książkach o tu i teraz, poszukuje zawsze klimatu naszych czasów. Wyobrażam sobie, że żyję w XXII wieku i chcę się dowiedzieć jak się kiedyś żyło. Zawsze będę stawiała "Radio..." jako wzór, idealnie oddający klimat naszych czasów. Lekko przerysowane,  ironiczne, pełne sprzeczności. Bohaterowie jak dla mnie są odzwierciedleniem każdego ukrytego drugiego ja. Każdy z nas ma takie chwile, że chciałby zrobić coś co nie wypada " tak bardzo chciałbym, abyśmy zwariowali. tak bardzo chciałbym, lecz tak nas wychowali". Oni po prostu to robią. Szaleni, pogubieni, zbuntowani, naćpani, pijani i nieszczęśliwi. Zbitek  z pozoru chaotycznych  myśli, który tworzy historię.